niedziela, 22 lutego 2015

Rodzina - największą wartością



Wydaje się, że już wszystko zostało powiedziane na temat rodziny. Wielkie, kipiące emocji słowa, podkreślające wartość rodziny, poprzez przywódców religijnych. Nawet komuniści, mówili o rodzinie jak o najważniejszej komórce społeczeństwa. W naszej mentalności, i pewnie każdy to potwierdzi, mamy sentymentalne odniesienie do tego co nazywamy „rodziną”. A przede wszystkim przekonanie, że rodzina to jest miejsce w którym przekazuje się życie. Tak, żeby nie było wątpliwości, skorzystajmy z matematycznego rozwiązania:
ON (MĘŻCZYZNA) + ONA (KOBIETA) = MIŁOŚĆ (OWOCE MIŁOŚCI – DZIECI) – i to jest RODZINA (jedyna i niepowtarzalna wartość, dzięki której istnieje ludzkość stworzona przez BOGA)
Ten blog jest poświęcony promocji rodziny i wartości chrześcijańskich.

Nie próbujcie zmieniać mężów/żony.




Wielu się zastanawiają czego trzeba unikać w relacjach małżeńskich. Najlepszą formą do zrozumienia pewnych zachowań lub rzeczywistości, są przykłady lub przedstawienie pewnych obrazów, przez które możemy odkrywać prawdy ukryte.

Wyobraźmy sobie człowieka, który poszedł łowić ryby. Przyszedł, siedzi, łapie ryby. Gdzie są ryby? Pod wodą. Widać je? Nie. Ale on siedzi z oczekiwaniem na to, że coś złapie. Minęło dwie godziny, nic nie złapał; ale w pewnym momencie „wow” coś złapał!!! Schwycił tę rybę włożył do koszyka i poszedł do domu. Przyszedł do domu i zaczyna przyglądać się tej rybie. Rozgląda ją, rozgląda… rozgląda i co widzi – złapał karasia. I w tym momencie staje się coś niesamowitego. Rozgląda tego karasia, rozgląda, męczy się i mówi: Słuchaj, karasie, ja chciałem złapać karpia.

Ten obrazowy przykład pokazuje podstawowy problem relacji między mężem a żoną.



W gruncie rzeczy, poznać przyszłego męża lub żonę nie da się przed ślubem. To jak łapanie ryby, której nie widzimy pod wodą. Dopiero po jakimś czasie, widzimy kogo złapaliśmy.
I wtedy żona patrzy na męża karasia, mąż patrzy na żonę karasichę. W tym właśnie momencie może się stać właśnie to co zepsuje relacje na długie lata. Dla czego złapałem właśnie tą z jej problemem?

Jak nie należy wychowywać nasze dzieci




Jeśli krytycznie popatrzymy na sposób wychowania naszych dzieci, możemy zobaczyć z czego on się składa. Sytuacja w naszym domu taka, że ile czasu nasze dziecko zachowuje się normalnie, spokojnie my jego zupełnie nie zauważamy, jak by ono nie istniało. Natomiast jak tylko dziecko coś nabroi, zakrzyczy, coś rozwali, stłucze, natychmiast zauważamy go i od tego momentu zaczyna się proces wychowania. W jaki sposób: podniesieniem głosu lub, nie daj Boże, podniesieniem ręki. Wygląda na to, że my jako rodzice nie wychowujemy nasze dzieci, lecz reagujemy na ich zachowanie. Czyli po fakcie, że dziecko coś nabroiło przypominamy sobie o jego istnieniu i przy tym nerwowo reagujemy na jego zachowanie, które nam przeszkadza. I to właściwie my nazywamy wychowaniem.
To właśnie nie jest wychowaniem, to jest antywychowaniem. Wychowanie to nie wtedy gdy dziecko coś narozrabiało, tylko wtedy gdy ono znajduje się w spokoju ducha. Kiedy można posadzić go sobie na kolano, przytulić, pocałować, stworzyć dla niego przyjazną atmosferę. Wtedy gdy serce zwraca się do serca, wtedy możemy uczyć nasze dziecko. To jest jedna sprawa. Druga natomiast związana z nauczeniem się nie reagować gwałtownie na zachowanie dziecka. Dziecko coś zrobiło i od razu wiemy jak zareagować, od razu wiemy jak mamy się zachować w tej sytuacji, co mu powiedzieć. W gruncie rzeczy ten sposób reagowanie jest nie prawidłowy, nie pedagogiczny. I my musimy nauczyć się powstrzymywać siebie.
Trzeba odczekać ze dwie godziny, albo całkiem wieczorem na spokojnie, możemy zwrócić uwagę w godny sposób, i  w ten sposób, żeby ono było zdolne tę uwagę usłyszeć. Wtedy prawdopodobnie dziecko będzie chciało to usłyszeć. Naszym zadaniem jako rodziców, nauczyć się mówić do naszego dziecka tak, żeby ono chciało to usłyszeć. Jeśli to osiągniemy, to już bardzo wiele.