Jeśli krytycznie popatrzymy na sposób wychowania naszych
dzieci, możemy zobaczyć z czego on się składa. Sytuacja w naszym domu taka, że
ile czasu nasze dziecko zachowuje się normalnie, spokojnie my jego zupełnie nie
zauważamy, jak by ono nie istniało. Natomiast jak tylko dziecko coś nabroi, zakrzyczy,
coś rozwali, stłucze, natychmiast zauważamy go i od tego momentu zaczyna się proces wychowania. W jaki sposób:
podniesieniem głosu lub, nie daj Boże, podniesieniem ręki. Wygląda na to, że my
jako rodzice nie wychowujemy nasze dzieci, lecz reagujemy na ich zachowanie.
Czyli po fakcie, że dziecko coś nabroiło przypominamy sobie o jego istnieniu i
przy tym nerwowo reagujemy na jego zachowanie, które nam przeszkadza. I to właściwie my nazywamy wychowaniem.
To właśnie nie jest wychowaniem, to jest antywychowaniem. Wychowanie to nie
wtedy gdy dziecko coś narozrabiało, tylko wtedy gdy ono znajduje się w spokoju
ducha. Kiedy można posadzić go sobie na kolano, przytulić, pocałować, stworzyć
dla niego przyjazną atmosferę. Wtedy gdy serce zwraca się do serca, wtedy
możemy uczyć nasze dziecko. To jest jedna sprawa. Druga natomiast związana z
nauczeniem się nie reagować gwałtownie na zachowanie dziecka. Dziecko coś
zrobiło i od razu wiemy jak zareagować, od razu wiemy jak mamy się zachować w
tej sytuacji, co mu powiedzieć. W gruncie rzeczy ten sposób reagowanie jest nie
prawidłowy, nie pedagogiczny. I my musimy nauczyć się powstrzymywać siebie.
Trzeba odczekać ze dwie godziny, albo całkiem wieczorem na
spokojnie, możemy zwrócić uwagę w godny sposób, i w ten sposób, żeby ono było zdolne tę uwagę usłyszeć. Wtedy prawdopodobnie dziecko
będzie chciało to usłyszeć. Naszym zadaniem jako rodziców, nauczyć się mówić do naszego dziecka tak, żeby ono chciało to usłyszeć.
Jeśli to osiągniemy, to już bardzo wiele.